7 lipca 2009

O Macieju - Roman Kusz


Poniższy tekst jest wspomnieniem pana Romana Kusza, adresowanym krótko po pogrzebie Macieja do kolegów kawalerzystów.


Bez tytułu


Dziwny jest ten rok 2009, gdzie wielkie ilości wiosennego deszczu spadają z nieba a wielce zasłużeni i wyjątkowi ludzie odchodzą, nie mówiąc wcześniej – żegnajcie.

Kiedy 10 lat temu Maciej Frankiewicz objął swój urząd w magistracie, szybko zaprezentował swoje zainteresowanie ułańską tradycją. Pojawił się na naszych „Dniach Ułana” i poprosił o konia, aby poszarżować wraz z nami. Pomyślałem wtedy, że znalazł się kolejny zapaleniec, którego przerasta fantazja. Konia mu wyfasowaliśmy i proszę dosiadać. Po ruchach widać było, że rutyny jeździeckiej to gość nie ma, ale kłopotu nijakiego nie sprawia – wygląda na twardziela – no to niech mu będzie.
Zaskakująco odważnie się sprawił w całej dalszej akcji chociaż moje jedno oko ciągle bacznie uciekało w Jego kierunku – bo co to będzie, jak jego wysokość zglebi. Nic takiego się nie stało, chociaż szarża wykonana została brawurowo, więc kamień spadł nam z serca. Świeżo upieczony ułan wyraził uznanie dla przeżytej chwili i z zadowoleniem opuścił koński grzbiet. Kto przypuszczał, że od tej chwili zacznie się wieloletnia przygoda i przyjaźń Prezydenta z ułanami.


Roman Kusz i Maciej Frankiewicz
Dni Ułana 2008

Stopniowo wciągał w naukę jazdy żonę i córki, aż po kilku latach jazda konna stała się ich chlebem powszednim. Z początkiem maja br. zdecydowali się nabyć rodzinnego konia – 6-letnia klacz szlachetnej krwi i urodziwa. 19 maja Prezydent przyjechał do stajni wraz z rodziną. Powiedział, że rozpręży konia dla młodszej córki, aby mogła bezpiecznie włączyć się do jazdy w zastępie a sam odjedzie, aby obejrzeć relację z meczu drużyny „Lecha”. Jeździł spokojnie kłusem po trawiastym placu obok stajni. Pozostali jeźdźcy przygotowywali konie do jazdy i byliśmy w kontakcie wzrokowym. Po ok. 15 minutach coś zadudniło na środku placu. Patrzymy, a tam koń przetacza się po ziemi a pod nim jeździec. Okazało się później, że koń na prostej drodze stracił równowagę i oboje runęli na ziemię a jeździec został w siodle. Pokładanie się konia nie było raptowne i można było mieć nadzieję, że się wyratuje. Początkujący jeździec w takich sytuacjach zwykle wypada z siodła i wcześniej uwalnia się od konia. Jeździec dobrze osadzony w siodle pozostaje w nim do końca i najczęściej zostaje przez konia przygnieciony. W tym przypadku zakończyło się połamaniem kości miednicy.

Ostatni raz rozmawiałem z Prezydentem w poniedziałek 15 czerwca br. w sali szpitalnej. Miał tyle do opowiadania, że rozstaliśmy się po godz. 21.00. Następnego dnia rano otrzymałem wiadomość nie do uwierzenia. Bardziej byłem przekonany, że to jakaś pomyłka. Przebywał w szpitalu 4 tygodnie. Powrót do formy był wyraźny, chociaż leczenie bardzo dla pacjenta uciążliwe z powodu unieruchomienia miednicy. Dzielność z jaką to znosił, to charakterystyczna dla Niego cecha. Miał nadzieję rychłego opuszczenia szpitala.

Redaktorzy poznańskich czasopism rzetelnie scharakteryzowali postać oraz niezmierzony dorobek Prezydenta – ułana – patrioty i moje pióro tego nie poprawi. Każdy z nas wie, co straciliśmy. Pozostał mi zaszczyt i przywilej mieć w życiu takiego przyjaciela. Dla nas, Jego ułanów, pozostało też wyzwanie – a teraz nie zniszczcie tego, co pomogłem wam budować w Poznaniu.

Cześć Jego pamięci!

Roman Kusz


Autor wspomnienia jest dowódcą Ochotniczego Reprezentacyjnego Oddziału Ułanów Miasta Poznania w barwach 15 Pułku Ułanów Poznańskich w randze rotmistrza. Nauczyciel jazdy konnej i dubler Zbigniewa Zamachowskiego w "Ogniem i mieczem".