26 października 2009

Wspomnienia Andrzeja Tomczaka


Podczas każdej rekrutacji do mojego Wydziału, każdemu kandydatowi zawsze zadaję pytanie, o to kto jest Prezydentem Miasta Poznania
( i nie ma problemów z odpowiedzią na nie), gorzej z pytaniem o zastępców prezydenta – no może właśnie z wyjątkiem Macieja Frankiewicza, wymienianego zawsze w pierwszej kolejności.


Jego popularność, rozpoznawalność i wyrazistość – trudno mi uwierzyć, że może być przedstawiana w czasie przeszłym, dlatego tak trudno mi było napisać to wspomnienie.

Nie tak się bowiem Panie Prezydencie umawialiśmy.



Maciej Frankiewicz i Andrzej Tomczak

Z Jego osobą związane jest mnóstwo zabawnych wspomnień
i anegdot, może warto choć niektóre przypomnieć...


Zanim został Prezydentem:
Wsławił się bardzo oryginalnym ubiorem. Bardzo chudy, wysoki, nosił dżinsy i bardzo dziwne koszule. Taki strój umożliwiał mu zawsze szybkie opuszczenie sali sesyjnej – po prostu jak w biegu przez płotki pokonywał trzy rzędy foteli, wzbudzając u statecznych kolegów podziw, a u koleżanek – lekkie zdziwienie.

Kiedy obejmował prezydenturę jego poprzedniczka opisała Wydział Oświaty jako zbiór samych indywidualności (nie mylić z indywiduami), na co odpowiedział, że największą indywidualnością jest jego osoba.

Pytając mnie o zastępców, dłużej zatrzymał się przy Wandzie Musioł. Powiedziałem mu, że sporo czasu pracowała w RIO. Zastanawiał się, co mogło być powodem pracy aż tak daleko. Pragnę nadmienić, iż RIO to skrót od Regionalnej Izby Obrachunkowej.

Na pierwsze oficjalne spotkanie przyszedł w ortalionowej kurtce. Spotkanie miało miejsce w Teatrze Polskim. Nigdy więcej już jej nie założył.

Na bardzo oficjalnym przyjęciu okazało się, że mamy identyczne ubrania. Jedna z dziennikarek skomentowała to dobitnie: „Panowie z tego samego domu dziecka!”

Największą pasją Macieja były konie...
Swój wolny czas spędzał na ćwiczeniach i doskonaleniu jazdy. Pamiętam, gdy kiedyś trenował szarże na Woli, a pilnie potrzebny był Jego podpis na jakimś dokumencie. Wyjeżdżam samochodem służbowym z Wydziału, za rogiem – stłuczka, wracam i wyjeżdżam z kolegą – łapiemy gumę, wracam po kolejny samochód i w końcu udaje się dotrzeć na Wolę. Prezydent pokonuje przeszkody, a ja macham pismem, że czekam na pilny podpis. Wreszcie zauważył, podjechał do mnie na koniu, więc podaję mu pismo i w tym momencie koń korzystając z chwili oddechu parsknął zdrowo – właśnie na pismo. Trudno było w urzędzie wytłumaczyć, że potrzebuję nowego do podpisania przez prezydenta, bo poprzednie koń mi opluł.

W swojej pracy zawodowej lubił konkrety, podejmował decyzję i nie bał się odpowiedzialności.
Na początku zawsze była kawa i jakieś ciasteczka. Pierwszy rok pracy, to dwie, no może trzy kawy, później na pytanie „Panie Prezydencie, kawa?” – odpowiadał: „Wiadro kawy poproszę”.
Lubił słodycze, mógł je jeść w każdej ilości, bo i tak je spalał szybko. Patrzyliśmy z „przerażeniem”, że mógł tyle zjeść, dlatego korzystaliśmy z Jego oferty, iż mamy jeść szybko, bo na talerzu tak szybko ubywa i zawsze sobie nakładaliśmy pierwsi.

O ile słodycze nie były problemem, bo zawsze mieliśmy coś słodkiego dla Prezydenta, to czasami oficjalne przyjęcia, zwłaszcza u naszych wschodnich sąsiadów wywoływały emocje. Prezydent nie pił alkoholu, a podczas oficjalnego przyjęcia u mera Smoleńska w Dniu Pobiedy toasty wznoszono szklanicami, więc wznosił toasty za „mir” moją skromną osobą. Przy czwartym toaście zdążyłem tylko szepnąć, iż ważę 85kg, a w porywach nawet 90kg i na pewno nie dam się ciągnąć za włosy, bo ich nie mam. To spowodowało, że Pan Prezydent pożegnał się z gośćmi, a dla rozluźnienia i przejrzystości zaproponował najlepszy sposób zwiedzania miasta – kłusem.


Podczas innego oficjalnego spotkania, prawie czterogodzinnego w Rennes, dotyczącego nadzoru państwowego nad placówkami oświatowymi informacje były tak interesujące, że zdrzemnęło się Prezydentowi, co mogłoby wzbudzić lekkie zażenowanie, gdyby nie zdjęcie pokazujące, że w tej samej pozie pozostaje drugi, a nawet trzeci rząd słuchaczy.


Andrzej Tomczak - dyrektor poznańskiego Wydziału Oświaty, wiele lat współpracował z Maciejem Frankiewiczem. Fan kina, właściciel największej prywatnej kolekcji filmu polskiego.